Ważne pytanie od przyjaciela
Szukajcie wpierw Królestwa…
Nie martwcie się o dzień jutrzejszy…
Czy potrafisz tak całkowicie oddać się Bogu, bez oporu, oddać mu ten cały lęk, to zmaganie. Te myśli, które przychodzą i zaufać, zaufać?
To jest bardzo ważne pytanie i gdy się zacząłem nad nim zastanawiać, to zobaczyłem jakby dwa aspekty, czy poziomy tego pytania.
Czy potrafię całkowicie oddać się Bogu, zaufać do końca? Tak, potrafię. Nie, nie potrafię. Obie odpowiedzi są poprawne. Po pierwsze, kto pyta i kto odpowiada na to pytanie? Jeśli słucham je uchem małego ja, to słyszę pytanie o swoje możliwości, umiejętności, kompetencje, osiągnięcia. I każda odpowiedź na tak usłyszane pytanie, będzie zafałszowana.
Tak, potrafię, czyli zdobyłem już te umiejętności. Jestem wielki.
Nie, nie potrafię jeszcze, jeszcze zwlekam, jeszcze nie ufam do końca. Staram się, ale nadal jeszcze nie posiadłem tych zdolności.
W obu przypadkach odpowiedź dana jest z tej przestrzeni, w której została usłyszana. Jest jakiś Marek, który już coś potrafi, albo jeszcze czegoś nie potrafi. Oceniam pewne zasoby, możliwości, umiejętności, poziom ufności jakiegoś bytu, który zgrzeszył – czytaj uwierzył, że jest poza Bogiem – i jest w trakcie pielgrzymki do Domu, i swoją uwagą obejmuje ten swój byt, i sprawdza, i ocenia swoje zaawansowanie w oddaniu się, w ufności. Zafałszowanie odpowiedzi udzielanych z tej przestrzeni, polega na tym, że ciągle tkwię w dualizmie – ja vs Bóg. Stąd też, nawet moja pozytywna ocena siebie – tak, potrafię – zdradza ciągłe oddzielenie, bo ciągle widzę jakiegoś mnie vs Bóg.
Jeśli pytanie usłyszę uchem Chrystusa, to widzę, że odpowiedzi są również dwie i obie są prawdziwe. Przy czym, kolejność odpowiedzi jest tutaj istotna. I pierwsza odpowiedź padnie:
Nie, nie potrafię i nigdy nie będę potrafił, bo nie jestem bytem zdobywającym stopnie zaawansowania czy poziomy zaufania. Nie jestem w procesie zdobywania tych poziomów. Jestem w procesie przypominania sobie Prawdy. A to jest całkiem inna przestrzeń.
A stąd wynika druga odpowiedź:
Tak, potrafię, bo w istocie jest to jedyna rzecz, którą potrafię, a której nigdy się nie uczyłem. Nie byłem, nie jestem i nigdy nie będę oddzielony od Boga, więc nie potrafię nie potrafić. Jestem poza przestrzenią ocenną moich możliwości. Jestem w przestrzeni jedynego stanu, jaki jest, stanu poza skalą, poza spektrum możliwości. W tej przestrzeni nie ma żadnych możliwych stanów od niepożądanego do pożądanego. Jest stan jeden, który ma niewyobrażalną różnorodność możliwości, ale które nie są rozdzielane według poziomu osiągniętych kompetencji, lecz są dawane bez miary wszędzie i wszystkim, i zawsze. Jest to stan Miłości bezwarunkowej i wiecznej.
Czy to jest sofistyka? Czy to jest abstrakcyjne dywagowanie?
Otóż nie. Jeśli funkcjonuję w trybie małego ja, w trybie ego, wówczas będę to odbierał jako abstrakcyjne dzielenie włosa na cztery, gdy tymczasem ja przecież „muszę” wrócić do swoich cierpień, problemów, skaz, grzechów i pilnie nad nimi pracować, by uzyskać w końcu zbawienie. Przy czym, nie ma tutaj znaczenie, w jakiego koncepcyjnego Boga wierzę.
Jeśli jestem ultrakatolikiem będę pracował nad wyznawaniem swojej grzeszności, aż Bóg w swej Łasce i Miłosierdziu wybaczy mi i mnie zbawi. Jeśli jestem ultra wyznawcą wszelkich nowych jeszuańskich dróg czy innych podobnych ścieżek, to będę wychodził od prawdy, że jestem Chrystusem, wspaniałym i wielkim Dzieckiem Boga, i jedynie muszę przez szereg praktyk i działań przyjąć tę prawdę. W pierwszej opcji będę się wystrzegał wszystkiego, co jest pyszne i aroganckie – czyli jestem nędznikiem, a nie świętym i z tej perspektywy będą szukał świętości w Bogu. W drugiej opcji będę się wystrzegał wszystkiego tego, czym straszy mnie ta pierwsza opcja, czyli myślenia, że jestem nędzny i grzeszny, a usilnie będę mantrował wiarę w swą wielkość Bożego Dziecka i z tej perspektywy będę szukał u Boga potwierdzenie tego aspektu prawdy. Tak długo jak szukam Boga, zamiast się Mu poddać, to nie ma znaczenia, jakimi koncepcjami się posługuję.
Koncepcja Boga prowadzi mnie w jedną lub drugą stronę, w zależności od koncepcji, lecz są to pozornie różne strony. W Rzeczywistości, gdy koncepcyjny Bóg odchodzi (niezależnie od koncepcji), zaczyna się doświadczanie Boga, którego się nie da w ogóle wyrazić. To znaczy, ci z pierwszej opcji będą próbowali ująć to słowami ich koncepcyjnego kontekstu, a ci z drugiej opcji, będą próbowali robić to samo w swoim paradygmacie koncepcyjnym. Natomiast Ci, którzy już doświadczają, to głównie milczą i gdy spotkają się „przypadkowo” w windzie, święci z różnych kręgów koncepcyjnego Boga, to czują jedynie ogromną radość, błogość, miłość, świętość, po prostu wiedzą, że są w obecności Światła i że są Światłem. Nie zastanawiają się w ogóle, kto z jakiego kręgu koncepcyjnego pochodzi. To w ogóle nie jest żadną kwestią. W takiej windzie może jechać ojciec, matka, dziecko, pop, rabin, ksiądz, zakonnica, biznesman czy bizneswoman, żebrak lub sam papież. Szum anielskich skrzydeł jest taki sam. Światło jest takie samo. Jest tylko Światło poubierane w jakieś różne stroje, fatałaszki, spodnie i sukienki, lecz Światło nadal jaśnieje i nic go nie przykrywa, zakrywa, przyćmiewa.
Jeszua, Jezus powtarza nam, że jesteśmy już przebudzeni. Pismo Święte mówi, że jesteśmy już zbawieni.
Nie, nie potrafię. Tak, potrafię.
Mój obecny covidowy stan choroby uświadamia mi, jak wiele jest we mnie lęku, ciemności, ograniczeń tuż obok, również we mnie, Pokoju, Światła, prawdziwej Radości. Innymi słowy, widzę, jak na boisku Chrystusowej świadomości, którą jesteśmy, odgrywa się mecz małe ja – ego kontra „Bóg”, a w rzeczywistości kontra inne przejawy małego ja, bo Boga nie ma w tej grze. Lecz ja już wiem, że nie chcę ani chodzić na te mecze, ani kibicować, ani sprawdzać wyników online (nomen omen – sport.tvp to często przeze mnie odwiedzana strona – kocham sport, Messiego, japońskie judo – to jakiś kosmos przejawiania się Boga na tatami 😀 ), ani zmieniać sportu, ani zapisywać się do super zaawansowanych drużyn sportowych. Nie chcę się już badać, mierzyć, oglądać, przyglądać, porównywać z czymkolwiek i kimkolwiek.
Nie, nie potrafię – tak, potrafię, a reszta nie ma znaczenia. Szukajcie wpierw…
Czy doznałem oświecenia? Czy jak zadzwonisz to, odbierze inny Marek? Nie i tak. To kompletnie nie ma znaczenia. Bo Karinka, która gdzieś tam w Ostrowie szuka swojej drogi do przebudzenia, jest już tak samo przebudzona, jak jej brat Jeszua, jak jej siostra Maria. I ta Karinka, i ten Marek, i ten Bogdan, i ta Basia, i ta Tereska, i każdy kogo wymienisz, nadal będą się borykali, grając w różne gry, czasami będą myśleli, że wychodzą na boisko do siatkówki, a to będzie bieżnia i nie będą wiedzieli, co się dzieje. Szybko zmienią buty na kolce, ale w tym czasie już będą na basenie i znów kicha, ale często i strój, i trampki, i kimono czy inny ubiór, będą adekwatnie dobrane do sytuacji. I w końcu Przebudzeni zobaczą, że są przebudzeni, że nic nie muszą, że wszystko mogą. Nie, nie i tak, tak. I błogość świadomości, że wszystko jest tak, jak ma być, utulać ich będzie zawsze i wszędzie, i już w ogóle przestaną sprawdzać cokolwiek, badać cokolwiek, szukać czegokolwiek…i nawet jak się znajdą w płetwach na bieżni to pobiegną co sił, śmiejąc się do rozpuku ze swego kaczego biego-chodu wraz z wszystkimi, którzy będą się śmiali… I teraz tylko trzeba pamiętać, żeby zamienić czas gramatyczny na czas teraźniejszy, teraz, to się już teraz dzieje, niezależnie, gdzie jesteśmy i czego doświadczamy… i czy sądzimy, że już ufamy całkowicie, czy też jeszcze nie.. 😀
Bóg JEST. Miłość JEST.
A oto Jam jest z wami po wszystkie dni…
JESTEM zawsze z wami…